Zawsze miło opisuje się zwycięstwa. Porażkę jakoś trudniej znieść. I na boisku jako zawodnik i po meczu w szatni czy autobusie i teraz przy klawiaturze. Są jednak takie przegrane mecze za które można całą drużynę pochwalić. Tym razem się nie udało, bo i drużyna przeciwników nie pozwoliła nam pograć tego co lubimy i potrafimy, i my sami niestety nie postaraliśmy się o to aby napsuć im trochę krwi. Choć pierwsze 10 minut taktycznie graliśmy dobrze i to my mieliśmy okazje bramkową. Mecz toczył się do tego czasu z lekką, optyczna przewagą graczy Unii ale bez jakiś super zagrań z ich strony. Wtedy błąd popełnił Niki, sędzia nie zauważył ewidentnego autu bramkowego i napastnik Unii z metra włożył piłkę do pustej bramki. No i wtedy na mecz dojechali nasi starzy znajomi czyli strach i niepewność. Nie dotyczy to rzecz jasna wszystkich. Kuba Karaś jako jedyny może to spotkanie zaliczyć do udanych. Mimo, że też nie był bezbłędny to NIE BAŁ SIĘ. Tylko tyle i aż tyle. W meczu z tak dobrym rywalem jakimi są piłkarze Unii Kosztowy to nie wystarczy. Nie można naszym zawodnikom odmówić chęci, bo grali i starali się wszyscy. Jednak brak pewności siebie to nieudane proste przyjęcia, podania do przeciwników i w efekcie straty bramek. Bo tak naprawdę ani jeden gol dla Unii nie padł po jakimś fajnym ataku, szybkiej kontrze czy indywidualnym popisie. Wszystkie sprezentowaliśmy rywalom. Jedną podarował im sędzia.
Pozytywy? Wspomniany Kuba Karaś, niezły Maciek i na kilka minut ale jednak bez błędu Antek. Druga połowa przegrana przez nas "tylko" 2:1. To też efekt, że rywale byli już spokojni o wynik. Ale to w drugiej połowie graliśmy trochę mniej bojaźliwie i udało się strzelić honorowego gola. Konkretnie Perełka po dobrym podaniu Szymona Kupki. No i kilka fajnych minut graliśmy dobrze gdy na boisku zameldowali się zmiennicy. Kuba Osip, Tomek, Wera i Kasia wsparci Stypkiem i Kubą Karasiem wyglądali momentami jakby wierzyli, że można strzelić rywalom gola. I byli tego bliscy. Nie ma też co ukrywać, że Unia Kosztowy to drużyna której urwać punkty można tylko jakbyśmy zagrali skoncentrowani od pierwszej do ostatniej minuty meczu. Trzeba też wiedzieć, że nie oczekiwaliśmy od naszych zawodników zwycięstwa. Założeniem na ten mecz było napsuć krwi wyżej notowanemu rywalowi i pokazać swoje umiejętności. A umiejętności mamy. Ci z rodziców, którzy obserwują nasze treningi wiedzą że tak jest.
Nasza praca (chodzi mi o całą drużynę, wraz z trenerem i ze mną) to nie tylko szybkie bieganie i nauka kopnięcia piłki tam gdzie się chce. To także spokój, pewność siebie i koncentracja. Mamy nad czym pracować w każdym z tych elementów. Mam nadzieję, że idziemy w dobrym kierunku. Dziękuję serdecznie za doping i przybycie licznej grupy kibiców. Obiecuję, że sprawimy Wam jeszcze sporo radości. Do zobaczenia na treningu.